Klara Kochańska-Bajon i Jagoda Szelc to twórczynie serialu „Matki Pingwinów”, który swoją premierę na platformie Netflix miał w listopadzie 2024 roku. Fabuła skupia się wokół wyzwań rodziców dzieci z niepełnosprawnościami. Produkcja portretuje polskie realia tej społeczności, a więc zmusza do refleksji. Wnioski mogą być słodko-gorzkie. „Matki Pingwinów” nie stawiają jednak swoich bohaterów na piedestale – raczej dają im głos, zapewnia godną reprezentację w mainstreamie.
Kim są pomysłodawczynie i realizatorki nagrodzonego dzieła? Klara Kochańska-Bajon to reżyserka i scenarzystka. W 2017 roku ukończyła studia na Wydziale Reżyserii Filmowej i Telewizyjnej PWSFTViT w Łodzi. Lista produkcji, jakie Kochańska-Bajon naznaczyła swoim warsztatem jest imponująca. Jako scenarzystka pracowała nad serialem „Otwórz oczy” (śmiało możecie dodawać do listy must see na Netfliksie) oraz filmem „Via Carpatia”. Reżysersko wykazała się, pracując nad odcinkami „Stulecia Winnych”. Waszej uwadze polecamy przede wszystkim dyplomowy projekt Kochańskiej-Bajon, czyli film „Lokatorki”. Amerykańska Akademia Filmowa przyznała reżyserce (jako pierwszej Polce w historii) wyjątkową nagrodę za ten obraz, czyli Studenckiego Oscara!
Jagoda Szelc ukończyła studia na Wydziale Grafiki Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu. Podobnie jak współtwórczyni „Matek Pingwinów” zajmuje się reżyserią oraz pisaniem scenariuszy, więc wasze zestawienia tytułów do obejrzenia w tym roku wydłużą się o kilka pozycji. Szelc wyreżyserowała „Eroticę 2022”, „Monument” oraz „Wieżę. Jasny dzień”. Do dwóch ostatnich filmów pisała również scenariusz.
To filmowy duet, który wziął na tapet bardzo trudny temat i poradził sobie świetnie. Efektem jest wyjątkowe wyróżnienie, czyli nagroda Odkrycie Empiku 2024 w kategorii film.
Aleksandra Woźniak-Tomaszewska: Odkrycia Empiku to wyjątkowa nagroda. Nominują do niej jurorzy. Wyróżnienie ma na celu przedstawienie szerszej publiczności twórców i twórczyń, którzy zdaniem naszych ekspertów zasługują na uwagę, a są na początku swojej drogi artystycznej. Znalazłyście się w ciekawym gronie – na liście nominowanych jest między innymi Aleksandra Potoczek (autorka dokumentu „Łowcy Skór”, czyli serialu z gatunku true crime) oraz Tomasz Gąssowski (reżyser komediodramatu „Wróbel”). Co wam się podoba na polskim rynku filmowym, a czego na nim brakuje?
- Klara Kochańska-Bajon: Po pierwsze brakuje mi kina autorskiego spod ręki debiutantów. Dwadzieścia czy piętnaście lat temu było łatwiej zrobić pierwszy film po szkole. Coraz mniejsze są też kwoty przyznawane przez PISF. Ja np. w zeszłym roku dostałam dwadzieścia parę procent wnioskowanej kwoty na realizację swojego filmu. Kina artystycznego robionego przez młodego twórcę żaden prywatny podmiot nie zasponsoruje. Mamy wielu młodych zdolnych reżyserów i reżyserek, którzy nie mogą wystartować lub debiutują niskim budżetem, a potem nie mogą zrobić drugiego filmu.
Jeśli zaś chodzi o kino środka czy streaming brakuje mi inteligentnego, dowcipnego czasem ironicznego opowiadania obyczajowego, które by odważnie komentowało naszą współczesną rzeczywistość. „Matkami Pingwinów” próbowałam wypełnić tę lukę.
- Jagoda Szelc: Ostatnio na nowo odkrywam przeszłość. Wracam do kina Andrzeja Barańskiego i Agnieszki Cywińskiej, Jerzego Kawalerowicza. Jestem pod ogromnym wrażeniem ich warsztatu i intelektu. Kiedyś komuna walczyła z intelektualistami, dlatego wymyślono słowo „przeintelektualizowany". Nie znoszę go. Mimo to, robiło się filmy niezwykle ciekawe intelektualnie. Dziś jestem pod olbrzymim wrażeniem filmów Aleksandry Jankowskiej oraz Aleksandry Terpińskiej – takiego kina chciałabym widzieć więcej.
W waszym przypadku nie do końca można mówić o debiucie, bo macie na swoim koncie ciekawe projekty filmowe. Jednak „Matki Pingwinów” to niezwykła produkcja, bo opowiada o bardzo osobistym doświadczeniu. Czy pracując nad dziełem, którego temat jest bliski nam samym można jakoś oddzielić świat prywatny od zawodowego? A może to mylne podejście i wcale nie trzeba tego robić?
- Jagoda Szelc: Zawód reżyserki pozwala na wchodzenie w światy ludzi, do których czasem jest nam bardzo daleko. Podobnie jak zawód aktora. Byłoby nieprawdopodobnie ograniczające myśleć, że musimy być tożsami z naszymi filmami czy postaciami z naszych filmów. W reżyserii nie ma specjalizacji tożsamości. Wolność osiąga się w niej raczej obserwując, jak różny może być człowiek.
- Klara Kochańska-Bajon: Jednocześnie wierzę, że tworząc film, nawet taki, który nie jest oparty na wątkach autobiograficznych i w którym historia jest odległa od życia autora, twórca musi szukać motywów, emocji, postaw, które rozumie i które z nim rezonują. Jeśli jakaś historia nie rezonuje z twórcą na żadnym poziomie, bardzo ciężko będzie mu wywołać emocje u widza. W tym sensie zawsze w procesie tworzenia, czy chcemy, czy nie, odnajdujemy coś prywatnego i nie da się przed tym uciec.
Inna sprawa, że te wszystkie procesy nie odbywają się jeden do jeden na planie. Raczej w procesie interpretacji lub pisania tekstu, potem w próbach i spotkaniach z aktorami. Czasem zupełnie post factum, przy montażu odnajdujemy w filmie jakieś odbicia siebie. Na planie, gdzie pracuje się pod presją czasu, jestem przede wszystkim profesjonalistką i wykonuję zadanie. Moje emocje czy przeżycia są wtedy miernikiem prawdy ekranowej, pomagają w pracy z aktorem, ale nie przejmują nade mną kontroli. Nie zasłaniają mi zadania.
W obsadzie serialu grają dzieci z niepełnosprawnościami. Z punktu widzenia odbiorców możliwość spotkania ich na ekranie stanowi wielką wartość, bo otrzymują niezwykle autentyczny obraz świata OzN, co musi wpływać na wrażliwość. Jak to wpłynęło na waszą percepcję? Czego mogłyście się nauczyć podczas pracy nad produkcją od małych (i co tu kryć, utalentowanych) debiutantów?
- Jagoda Szelc: Dla mnie nie była to pierwsza praca z aktorami z niepełnosprawnością. W filmie „Jeśli długo będziesz siedzieć w ciszy, to przyjdą do Ciebie inne zwierzęta”. pracowałam z Piotrem Sakowskim – fantastycznym aktorem z teatru 21. Nauczyłam się też bardzo dużo od reżyserki Justyny Sobczyk.
Myślę, że kiedyś nie patrzyłam na ludzi z niepełnosprawnością, bo bałam się ich krępować. Dziś, jak widzę dziecko z niepełnosprawnością, to się gapię, próbując ustalić, czy to nasz aktor lub aktorka, a jak nie to, się uśmiecham. Pozbyłam się swojego wstydu i tej cholernej niewypowiedzianej bariery.
- Klara Kochańska-Bajon: Mi świat niepełnosprawności jest znany. Obcuje w nim na co dzień z powodu wyzwań mojego syna. Także mniej miałam poczucie, że pracuje z dziećmi z niepełnosprawnością, a bardziej, że po prostu pracuję z dużą ilością małych aktorów, z których każdy ma swój unikalny charakter, inny sposób pracy, inne mocne i słabsze strony.
Myślę, że praca z dziećmi na planie „Matek Pingwinów” nauczyła mnie przede wszystkim wiary w ludzi. Reżyserzy często boją się pracy z dziećmi, bo są nieprzewidywalne. Dziecko w każdej chwili może po prostu odmówić współpracy bez wyjaśnienia powodu. Kiedy się jednak udaje i dzieci wnoszą swoje pomysły, kwitną na planie i satysfakcja jest wielka. Żeby to się mogło odbyć potrzebna jest jednak przestrzeń i pomoc ze strony ekipy czy innych współtwórców. My ją mieliśmy.
Przed planem jak i na planie w pracy z dziećmi pomagała nam druga reżyserka do spraw dzieci, Magda Glapińska. To ona nauczyła mnie bezgranicznej wiary i cierpliwości. Przygotowała dzieci aktorsko. Dorośli aktorzy partnerujący dzieciom pokazali niezwykłą odwagę i wrażliwość. Ekipa wykazała się czujnością i cierpliwością. Produkcja zapewniła dzieciom bezpieczne warunki pracy. Mi to doświadczenie dodało wiary w to, że inkluzywny świat jest możliwy, skoro my przez prawie 70 dni funkcjonowaliśmy w nim z korzyścią dla wszystkich.
Główna bohaterka serialu to fighterka – zawodniczka MMA, która na co dzień walczy w oktagonie. Jej syn jest dzieckiem, które potrzebuje specjalistycznego wsparcia. Siła Kamili w walce o jego dobro imponuje, ale muszę przyznać, że każdy rodzic w serialu to osobna opowieść o wyzwaniach, jakie opiekunowie dzieci z niepełnosprawnościami spotykają na swojej drodze. Nie można jednak powiedzieć, że są oni uciemiężeni, wyłącznie przygnębieni, postawieni przez was na piedestale. Co było kluczem do stworzenia tych kreacji?
- Klara Kochańska-Bajon: Bardzo mi zależało, żeby zdjąć postaci rodziców z piedestału i nie sfilmować kolejnej martyrologicznej historii. Chciałam wyeksponować również ich wady, słabości, niespełnione pragnienia czy poczucie humoru.
Choć dzieci w dużej mierze determinują życie rodziców, to jednak nie sprowadza się ono jedynie do opieki nad nimi. Nawet jeśli tak jest – jak w przypadku postaci Tatiany – to nie znaczy, że taki rodzic nie marzy skrycie o dawnym życiu czy chwili wytchnienia. To nie czyni go złym czy niekochającym, a jedynie prawdziwym. Ukazując naszych bohaterów w ten sposób, chciałam sprawić, by każdy widz, również ten, który nie ma dziecka albo ma dziecko bez wyzwań, mógł znaleźć pole do utożsamienia się z tymi postaciami.
- Jagoda Szelc: Kiedyś Carlos Reygadas powiedział: „Ludzie nie są postaciami". Nie jesteśmy tylko bohaterscy, uciemiężeni czy beztroscy. Ta różnorodność naszych charakterów jest najciekawsza dla mnie jako twórczyni. Dzieci i rodziców dzieci z niepełnosprawnościami też często opisuje się za pomocą klisz. Tymczasem oni są równie żywi, pełni czy wewnętrznie sprzeczni, co inni.
Jaką rolę w społecznej rozmowie o potrzebach osób z niepełnosprawnościami oraz ich rodzin może odegrać serial „Matki Pingwinów”?
- Klara Kochańska-Bajon: Wiem, że nasz serial już wywołał sporą dyskusję o sytuacji rodzin osób z niepełnosprawnościami. Małgorzata Szumowska (aktywistka, prezeska Fundacji Centrum Edukacji Niewidzialna) powiedziała mi, że „Matki Pingwinów” zrobiły więcej dla środowiska niż dziesięć lat kampanii społecznych. Że niepełnosprawność dzięki serialowi wyszła z cienia, weszła na salony. Przestała być tematem tabu, a stała się tematem szeroko dyskutowanym.
Cieszy mnie, że politycy poczuli się zobowiązani, by tego nie zbagatelizować. Że chwilę po premierze serialu na agendę powróciła ustawa o asystencji osobistej osób z niepełnosprawnością, która od roku leżała na półce.
Jako autorka „Matek Pingwinów” mam nadzieję, że to początek poważniejszych zmian systemowych. Jako mama nie zamierzam tematu odpuszczać. Zarówno rodzice jak i dzieci z niepełnosprawnością mają prawo do maksymalnej samodzielności. Asystencja osobista może im to zapewnić. Choć matki w Polsce są heroskami, które biorą wszystko na siebie, chciałabym, by państwo tego nie wykorzystywało. Potrzeba nam wydolnego i przemyślanego systemu wsparcia, który będzie dotyczył opieki zdrowotnej, edukacji czy właśnie asystencji.
- Jagoda Szelc: Myślę, że serial „Matki Pingwinów” miał przede wszystkim za zadanie uświadomić nam o ich istnieniu. A jest to niemała grupa licząca od 4 do 7 milionów Polaków. Nasz serial miał też pokazać, że niektóre różnice między ludźmi są pozorne i często nawet trywialne, a inne są znaczące, choć nie zawsze dostrzegamy ich wartość. Wszyscy musimy się nauczyć wychodzenia ze swojej strefy komfort, ze swojego poukładanego świata. Bo jesteśmy tu razem.
Jakbyście mogły udzielić wskazówki na temat tego, jak podchodzić do OzN i ich bliskich wszystkim czytającym naszą rozmowę, co byście im powiedziały?
- Jagoda Szelc: Nie ma takiej uniwersalnej wskazówki, bo ludzie z niepełnosprawnością są bardzo różni. Właśnie nie można ich traktować jakby byli jedną zbiorowością. Mój wielki nauczyciel reżyserii dał mi kiedyś ogólną wskazówkę, która sprawdza się w wielu przypadkach, kiedy czegoś nie wiemy: „Pytać”.
- Klara Kochańska-Bajon: Moja wskazówka jest taka, żeby opiekunów i dzieci z niepełnosprawnością traktować po partnersku, ale z uważnością, jak każdego innego człowieka. Nie okazywać litości. Pytać, słuchać, ale też dzielić się własnym życiem czy doświadczeniem. Nie bać się, że już samą swoją obecności czy niezamierzoną niezręcznością kogoś zranimy. Ani my ani nasze dzieci nie jesteśmy z lukru. Nie chcemy być wykluczani. Ważne byśmy też edukowali młodsze pokolenie, uczyli je empatii.

Jagoda Szelc i Klara Kochańska-Bajon podczas gali Bestsellery Empiku 2024
Na koniec wracam do odkryciowego charakteru naszej rozmowy – czy same miałyście okazję odkryć jakieś ciekawe dzieło w minionym roku? Niekoniecznie filmowe, ale nie ukrywam, że liczę na polecajkę od ekspertek.
- Klara Kochańska-Bajon: Mimo wielu kontrowersji wokół tej produkcji, bardzo podobał się film „Emilia Peréz”. Był dla artystycznie ożywczy, co mnie zaskoczyło, bo raczej nie lubię musicali. Podobał mi się przewrotny, bawiący się kliszami scenariusz, który jest zresztą adaptacją świetnego dramatu. Każda kolejna scena zmieniała zupełnie sens historii, którą zdążyłam już sobie jakoś zinterpretować.
Jednocześnie rozumiem zarzuty wobec produkcji. Dla osób z Ameryki Południowej i Środkowej, gdzie narkobiznes powoduje klęskę humanitarną na miarę wojny, ten film może się jawić jako nadużycie. Polecam też „Razem z przypadku” – kolejny film ze świetnym scenariuszem. Formalne przeciwieństwo Emillii Perez - skromny, szorstki, realistyczny, ale krążący miejscami wokół podobnych tematów. Jest to bałkańska koprodukcja, którą widziałam na Nowych Horyzontach. Współczesny obraz patchworkowej rodziny bez tabu.
- Jagoda Szelc: Ostatnio nic nie przebiło „Strefy interesu” Jonathana Glazera, „Samsary” Lois Patiño i „The Cementary” Carlosa Casasa.
Lubię też serial „Nowa Konstelacja” i „The Severance” chociaż tu już pomału wymiękam. Widziałam też niedawno film Jeana Geneta „Pieśń miłości”. Bardzo mnie ciekawi historia samego twórcy, który jako nastolatek zaciągnął się do armii francuskiej. Został z niej wydalony ze względu na orientację. Wyruszył w podróż po Europie, zawitał nawet do Polski. Ponieważ brak środków do życia zmuszał go do popełniania wykroczeń, trafił do więzienia – najpierw w Katowicach, a później w Warszawie.
Po więcej rozmów zapraszamy do działu Wywiady.




Komentarze (0)