DualSense, kontroler inny niż wszystkie
Jednym z punktów sprzedażowych PlayStation 5 miał być przekonstruowany pad, zrywający częściowo z konserwatywnym designem DualShocka, znanym od czasów gamingowego średniowiecza. DualSense, poza zupełnie innym wzornictwem, oferował solidną haptykę i adaptacyjne spusty (triggery), które dynamicznie reagowały na to co działo się na ekranie. Dla jasności, nie mam na myśli tutaj siermiężnych wstrząsów znanych z większości klasycznych kontrolerów, a rozwiązanie, które realnie odzwierciedlało faktyczny stan rozgrywki.
Przykład? Podczas oddawania strzałów w „Call of Duty” spust będzie stawiał opór i wibrował adekwatnie do rodzaju prowadzonego ognia. Tak jest, spust, nie tylko cały pad! W triggerach znajdują się niewielkie silniczki symulujące działanie, do którego przypisane są spusty.
Taki mechanizm dodaje kolejną warstwę do rozgrywki, teraz gra może stymulować nie tylko wzrok i słuch, ale także i dotyk. Tak, wiem, silniki generujące drgania w padach nie są niczym nowym, ale Sony umiejętnie wyniosło to toporne rozwiązanie na wyższy, subtelniejszy poziom.
Astro uczy i bawi
W ten sposób przechodzimy płynnie do „Astro’s Playroom”, czyli gry/dema przybliżającego graczom możliwości DualSense. Dodam, że tytuł jest bezpłatny dla każdego posiadacza PlayStation 5.
W grze wcielamy się w Astro, uroczego robota eksplorującego barwny, przepełniony odniesieniami do IP* Sony uniwersum, w którym zakocha się każdy niezależnie od wieku i gamerskiego stażu. Tytuł przyciąga pełną wdzięku oprawą wizualną, zaś świat produkcji budzi jednoznaczne skojarzenia z najlepszymi platformówkami znanymi z poprzednich generacji konsol. Nie mam na myśli samego projektu naturalnie, chodzi o trudne do uchwycenia niuanse zalewające umysł gracza nostalgią i endorfinami. Cudo!
Gameplay został od A do Z zaprojektowany z myślą o zaprezentowaniu możliwości pada dostarczanego wraz z konsolą. Nie ma tu żadnej przypadkowości, twórcy postarali się, aby każdy istotny ficzer kontrolera miał swoje pięć minut. Wbudowany czujnik położenia przyda się w misji, gdzie bohater wspina się używając mechanicznych rąk, haptyczny feedback zadba o to, aby gracz czuł różnicę pomiędzy nawierzchniami na danym poziomie, zaś wbudowany mikrofon pozwoli osobie grającej na interakcję z „Astro’s Playroom” za pomocą… dmuchnięć. Jeśli Sony chciało w ten sposób pokazać konkurentowi, że jest mały i miękki, cóż, trudno odmówić korporacji umiejętnego zagrania.

Wszyscy kochają DualSense?
Lista gier wykorzystujących możliwości pada stale rośnie i o ile tytuły tworzone przez studia podległe Sony na pewno wezmą unikalne cechy następcy DualShocka pod uwagę, trudno powiedzieć, jak zachowywać się będą niektórzy twórcy third-party.
Z dobrodziejstw DualSense korzystają m.in. „The Last of Us Part 1”, „Control”, „Borderlands 3”, „Deathloop”, „Grand Theft Auto 5”, „Horizon: Forbidden West”, czy „Metro Exodus”. Inne tytuły angażują do działania tylko część rozwiązań DS-a, ale nawet taki „teaser” potrafi wyraźnie odświeżyć gameplay.
Prywatnie gram na PC i sercem zawsze byłem z Xboksem, ale cholera, przyznam że DualSense robi potężne wrażenie. Gaming ewoluuje, gogle wirtualnej rzeczywistości coraz śmielej rozpychają się na rynku i cieszy mnie, że twórcy hardware’u mają odwagę wychodzić poza skostniały kanon.
Wracając jednak do tematu…

…czy Astro Bot ma szansę na tytuł gry roku?
„Astro Bot” w pewnym sensie pojawił się znikąd, bo chyba nikt nie zakładał, że gra ta będzie zbierać żniwa najwyższych not i stanie się realnym kandydatem do GOTY. Przeglądając komentarze na rozmaitych platformach społecznościowych widziałem, że fani kibicują wspomnianemu w leadzie „Black Myth: Wukong” czy „Final Fantasy 7 Rebirth”, ale to „Astro Bot” z marszu zaskarbił sobie sympatię niemal wszystkich krytyków i graczy, nie tylko tych casualowych.
Dzieło Team Asobi to kawał solidnej, czarującej i ociekającej miłością do gamingu gry platformowej. Zawiązanie fabularne jest proste niczym stylisko łopaty – statek Astro (w tej roli konsola PlayStation 5 w makijażu science fiction) w wyniku konfrontacji z obcymi zostaje rozbity na kawałki i rozrzucony po całej galaktyce, bohater zostaje zmuszony do odzyskania wszystkich jego części. Od tego momentu zadaniem gracza będzie eksploracja cudownie zaprojektowanych, barwnych map, na których przyjdzie mu się zmierzyć z kanonem klasycznych platformowych rozwiązań: zbieraniem monet, walką z przeciwnikami i podstępnymi bossami.

Tytuł czaruje różnorodnością, zaskakuje podczas każdej godziny rozgrywki i nie pozwola grającemu na odczucie znużenia. Naturalnie, podobnie jak protoplasta, „Astro Bot” wykorzystuje w pełni potencjał drzemiący w trzewiach kontrolera DualSense.
Krytycy zgodnie podkreślają, że poza fenomenalnym gameplayem i śliczną oprawą graficzną, „Astro Bot” urzeka swoistą samoświadomością i toną odniesień do gier wydanych pod egidą Sony. Nie chcę za bardzo spoilować, ale jeśli cenisz tytuły jak „Days Gone”, „God of War”, czy „Metal Gear Solid”, na twojej paszczy niejednokrotnie zarysuje się grymas błogiej radości. Nawiązań do legendarnych postaci jest mnóstwo, samo odkrywanie ich potrafi być niezwykle angażujące.
Hej, to moja maskotka!
Mario jest postacią tak absurdalnie wręcz kultową, że nawet osoby dla których gry są kompletnie obojętne, potrafią go bez problemu zidentyfikować. Krąglejszy brat Luigiego jest maskotką Nintendo i jej symbolem, wręcz fundamentem ogromnego sukcesu firmy. To istotny aspekt budowania marki, symbol, który będzie żył, bez płacenia czynszu, w głowach graczy.
Naturalnie, Sony ma także w portfolio ważne i znane postacie, takie jak Jak i Daxter, Crash, Spyro czy nawet Nathan Drake z cyklu „Uncharted”. Rzecz w tym, że od dawna nie pojawił się zupełnie nowy tytuł, który przekonałby do siebie młodszych, starszych, graczy hardkorowych i casuali…

To jeden z powodów, dla których „Astro Bot” tak sprawnie wspiął się na sam szczyt. Gracze od dawna zmęczeni są generycznymi tytułami, grami-usługami, które na tym etapie wyglądanie niemal zbieżnie i osuszają portfele graczy agresywnymi mikrotransakcjami. Fani systemu Sony (nie tylko oni zresztą, jednak skupiam się tutaj wyłącznie na PlayStation) potrzebowali jak powietrza produkcji single player, przygotowanej z troską i zrozumieniem fenomenu jakim jest gaming. Fiasko ledwie wydanego, kosztującego fortunę hero-shootera „Concord” (serwery produkcji zostały wyłączone niecałe dwa tygodnie po premierze) wybrzmiewa teraz nieprzyjemną, koślawo zagraną nutą.
Jedno jest pewne – fani PlayStation są głodni jakościowych doznań dla jednego gracza, i „Astro Bot”, w formie solidnej przystawki przynajmniej częściowo zaspokaja ich apetyt.
Co dalej?
Za wcześnie by mówić o przyszłości Astro, ale sequel wydaje się wręcz oczywisty. Team Asobi udowodniło, że serce włożone w design gry i umiejętne odwołanie się do uczuć pasjonatów gier potrafią zdziałać cuda. Tylko drogie Sony, czy naprawdę wymagało to udowodnienia?
Po więcej artykułów zapraszamy do działu Gram.
Zdjęcia: materiały Sony Interactive Entertainment Europe





Komentarze (0)