Spis treści:
- Początki kariery Sabriny Carpenter w świecie Disneya
- Muzyczna ewolucja – droga Sabriny Carpenter do własnego stylu
- „Short n’ Sweet” Sabriny Carpenter – w 2024 roku cały świat nucił „Espresso”
- Co wiadomo o albumie „Man’s Best Friend” Sabriny Carpenter?
- Sabrina Carpenter – między ironią a skandalem
Początki kariery Sabriny Carpenter w świecie Disneya
Sabrina Carpenter urodziła się w 1999 roku. Zanim wypłynęła na szerokie wody, już w wieku 9 lat chciała dać się poznać szerszej publiczności. To wówczas na YouTube pojawiły się jej pierwsze covery piosenek Adele czy Christiny Aguilery. W międzyczasie brała udział w konkursie zorganizowanym przez Miley Cyrus „The Next Miley Cyrus Project”, w którym zajęła trzecie miejsce. To osiągnięcie zmotywowało nie tylko samą Sabrinę, ale też jej bliskich – wierzący w sukces córki ojciec specjalnie dla niej wybudował w domowej piwnicy studio nagrań.
Jak mówią, wiara czyni cuda. Niedługo później – w wieku 12 lat – młoda wokalistka podpisała swój pierwszy kontrakt muzyczny. Wtedy jeszcze nie przypuszczała, że będzie supportować Arianę Grande podczas jej trasy „Dangerous Woman Tour” czy Taylor Swift na kultowym już „The Eras Tour”, a następnie zagra własną trasę na wielkich arenach. Zanim nastąpiły sukcesy muzyczne, Sabrina Carpenter dała się poznać na srebrnym ekranie. W 2014 została obsadzona w serialu Disney Channel „Dziewczyna poznaje świat”, w którym zagrała Riley, przyjaciółkę głównej bohaterki. Występ w produkcji przyciągnął uwagę młodszej publiczności, ale Sabrina nie porzuciła muzycznych planów na korzyść kariery telewizyjnej.
Już rok później, w 2015 roku, wydała debiutancką płytę „Eyes Wide Open”. To album nieszczególnie odkrywczy, raczej dość prosty w formie, ale jeśli ktoś poszukiwał dziewczęcości w muzyce, na pewno znalazł ją na tym krążku. Szesnastoletnia wówczas artystka w swoim teen popie nieśmiało romansowała z country, a jej debiut brzmiał tak, jak można by się spodziewać – „jak płyta młodej gwiazdy Disneya”. I nie jest to bynajmniej komplement.
Muzyczna ewolucja – droga Sabriny Carpenter do własnego stylu
Na kolejną premierę słuchacze nie musieli czekać długo. W 2016 roku Carpenter zaprezentowała dance-popowe „EVOLution”, które – idąc za tytułem – faktycznie było muzyczną ewolucją. Album był dużo ciekawszy i dojrzalszy artystycznie niż debiut. Okazał się też większym sukcesem komercyjnym, a singiel „Thumbs” dotarł nie tylko na amerykańskie, ale też europejskie listy przebojów. „EVOLution” było jednak zaledwie przedsmakiem tego, co Sabrina zamierzała zaprezentować światu.
Podzielony na dwa akty album „Singular” z 2018 roku stał pod znakiem muzycznych poszukiwań, ale jak najbardziej świadomych. Sabrina z jednej strony czarowała singlem „Exile”, bawiła się electropopem jak w „Sue Me” czy „Paris”, brała na warsztat R’n’B w duecie z raperką Saweetie („I Can’t Stop Me”) albo sięgała po brzmienia, których kiedyś nie powstydziłaby się Camila Cabello („Looking at Me”). Z drugiej strony przejawiała już zainteresowanie muzyką, którą – jak się potem okaże – dopiero zachwyci swoich słuchaczy („In My Bed”). Paradoksalnie, jak na niekoniecznie duży sukces komercyjny, jaki odniósł finalnie ten album (choć niektóre piosenki mogą pochwalić się setkami milionów streamów), naszpikowany był po brzegi przebojami i popowymi bangerami.
W tym samym czasie, gdy Sabrina eksperymentowała w muzyce, zaliczała również projekty aktorskie. Były to idealne okoliczności do tego, by stać się nie tylko wielką gwiazdą popu, ale też ikoną generacji Z. Prawdziwy sukces przyniósł jednak album „emails i can’t send”. Jego tytuł można traktować dosłownie. Pomysł na płytę narodził się dzięki długiemu e-mailowi od byłego chłopaka, w którym zawarta była bardzo chaotyczna wiadomość o rozstaniu. W pisaniu maili, których nigdy nie wysłała, artystka znalazła szansę na odreagowanie. Kiedy jednak zaczęła do nich wracać, stały się niemałą inspiracją. Może właśnie dlatego „emails i can’t send”, pomimo przebojowej, popowej formy, jest albumem bardzo osobistym.
Poza wymiarem prywatnym i w jakimś sensie terapeutycznym, album ugruntował pozycję Sabriny jako jednej z najciekawszych twarzy amerykańskiej sceny pop. Znalazł się w topkach najlepszych albumów roku Billboardu czy Rolling Stone, stając się też najwyżej notowaną płytą artystki w Ameryce. Chciałoby się powiedzieć, że kolejnym krokiem powinien być już ten na sam szczyt. I tak też było.
„Short n’ Sweet” Sabriny Carpenter – w 2024 roku cały świat nucił „Espresso”
To, co dzieje się wokół Sabriny Carpenter od 2024 roku, to wypadkowa tych wszystkich lat działania w branży artystycznej, kiedy to młoda wokalistka dobijała się z całych sił do szczytu mainstreamu. A już szczególnie tego okresu muzycznej dojrzałości, który zaczęła przejawiać od początku obecnej dekady. 2024 rok to przede wszystkim jej debiutancki występ na kultowej Coachelli, ale też towarzysząca temu koncertowi premiera singla „Espresso”, który sprawił, że Sabrina pojawiła się na ustach całego świata.
Piosenka była jednym z największych przebojów 2024 roku. Nowoczesny, ale odważnie romansujący z przeszłością, a więc zdecydowanie wpisujący się w muzyczne trendy, utwór stał się internetowym viralem (głównie na TikToku kreującym w ostatnich latach wiele muzycznych hitów). Podobnie jak sama Sabrina, która rozbudziła nas wszystkich niczym mocna dawka espresso, kradnąc serca słuchaczy i internautów. Efekt? Dołączenie do elitarnego Spotify Billions Club, czyli utwór, które w serwisie przekroczyły miliard odtworzeń.
Podobnie było z „Please, Please, Please” – drugim bangerem promującym album „Short n’ Sweet”, a do tego pierwszym singlem artystki, który dotarł na pierwsze miejsce amerykańskiego Billboardu. Piosenka, najpierw stała się kolejnym internetowym viralem 2024 roku, a drugim życiem zaczęła żyć na początku obecnego, gdy została wydana ponownie – tym razem w wersji country w duecie z legendą amerykańskiej muzyki, Dolly Parton.
Koniec końców wydany w 2024 roku album „Short n’ Sweet” okazał się komercyjnym fenomenem, cementując status Sabriny Carpenter jako globalnej gwiazdy. Krążek sprzedał się w nakładzie przekraczającym 10 milionów egzemplarzy na całym świecie i przyniósł artystce prestiżowe nominacje do nagród Grammy. Pełen błyskotliwych tekstów i dystansu do siebie album był jednym z najważniejszych wydawnictw popowych 2024 roku i stanowił fundament pod dalszy rozwój jej kariery.
Co wiadomo o albumie „Man’s Best Friend” Sabriny Carpenter?
Dzisiaj Sabrina Carpenter jest niewątpliwie na popowym szycie – ze wszystkimi tego blaskami i cieniami. Z jednej strony mamy miliony sprzedanych płyt i miliardy odsłuchów w streamingu oraz współprace z muzycznymi ikonami, jak wspomniana Dolly Parton czy Taylor Swift, która – jak już wiadomo – zaprosiła artystkę do zaśpiewania na swoim najnowszym albumie, „The Life of a Showgirl”.
Z drugiej strony, postać Sabriny Carpenter od wielu miesięcy budzi kontrowersje. Krytykowano ją już za dość sugestywne ruchy wykonywane podczas koncertów promujących „Short n’ Sweet”. Było to jednak nic w porównaniu z tym, co wydarzyło się po opublikowaniu okładki do płyty „Man’s Best Friend”, na której ubrana w czarną miniówkę Carpenter poddańczo klęczy przed trzymającym ją za włosy anonimowym mężczyzną. Choć artystka zarzekała się, że jest to tylko ironiczne spojrzenie na erotyczne fantazje, otwarcie zaczęto pytać: czy to jeszcze bawienie się popkulturowymi kliszami, czy już bezpośrednie przyczynianie się do uprzedmiatawiania kobiet w momencie, gdy głos konserwatywnych środowisk staje się coraz głośniejszy?
Trudno przewidywać, jak wizerunkowy kryzys wpłynie na odbiór „Man’s Best Friend”. Cała otoczka płyty na pewno sprawiła, że spore grono osób zaczęło się zastanawiać, czy Sabrina Carpenter rzeczywiście jest gwiazdą, jakiej popkultura potrzebuje w XXI wieku. Dodatkowo, promujący album singiel „Manchild” – choć muzycznie dojrzały – też na razie nie stał się viralem na miarę „Espresso” czy „Please, Please, Please”. Ale mając na uwadze jakość ostatnich płyt artystki, możemy się raczej spodziewać, że i tym razem będzie dobrze. Zwłaszcza że nad produkcją znów czuwał Jack Antonoff – współpracujący nie tylko z Sabriną przy „Short n’ Sweet”, ale także z takimi artystkami jak Taylor Swift, St. Vincent, Lorde, Lana del Rey czy Clairo.
Sabrina Carpenter – między ironią a skandalem
O Sabrinie Carpenter chciałoby się powiedzieć, że rozkwitła od gwiazdki Disneya do gwiazdy muzyki. Ale to trochę inna historia niż ta, którą możemy opowiedzieć o Miley Cyrus czy Selenie Gomez. Droga Sabriny wydaje się bardziej wypracowana i wyczekana, bo artystka nie od razu znalazła się na świeczniku. Co więcej, nawet biorąc pod uwagę wszystkie kontrowersje, jakie budzi Carpenter, daleko jej do prowadzącej rockandrollowy tryb życia skandalistki.
Kim więc jest Sabrina Carpenter? Polaryzującą opinię publiczną, regularnie dającą paliwo mizoginom gwiazdą, czy bawiącą się hollywoodzkimi konwencjami flirciarą, która w piosenkach podśmiechuje się ze śliniących się na jej widok mężczyzn, ale z dystansem traktuje też siebie? Pewnie dzisiaj trudno to jednoznacznie ocenić. Ale niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nigdy nie zanucił „Espresso”, albo nie uśmiechnął się na widok uroczych duetów Sabriny z Dolly Parton lub Paulem Simonem, z którym na 50-lecie Saturday Night Live zaśpiewała „Homeward Bound”. Dzisiaj Sabrina Carpenter bez wątpienia jest na szczycie, a jej viralowe przeboje śpiewa cały świat. Czy z „Man’s Best Friend” będzie tak samo?
Po więcej podobnych artykułów zaglądajcie do działu Słucham.
Zdjęcie okładkowe: materiały promocyjne singla „Manchild”, Universal Music Polska (media.universalmusic.pl)




Komentarze (0)